środa, 5 lipca 2017

V Tour de Bicykl 2017 - Moja Wola


Rok temu braliśmy udział w "Tour de Bicykl 2016 - czyli jazda po Wielkopolsce", który organizowany jest co roku w pierwszy weekend lipca przez Klub Turystyki Kolarskiej PTTK "Bicykl 1977" z Ostrowa Wielkopolskiego. Spodobało nam się wspólne jeżdżenie z ostrowianami więc spróbowaliśmy swoich sił w tegorocznej edycji, której trasa przebiegała po ziemi wielkopolskiej i dolnośląskiej. 

Pierwszą zmianę zakończyłem przed czternastą abyśmy mogli zdążyć na pociąg do Ostrowa. Pogoda w ostatnich dniach przypomniała nam, że jest kobietą - a jak wiadomo kobieta zmienną jest. Tak więc przygotowani na najgorsze wykupiliśmy bilety na kilka przystanków dalej ...
Agnieszka także skończyła pracę trochę wcześniej a był to jej ostatni dzień pracy przed wakacjami. Tak więc można śmiało rzec - wakacje rozpoczęte!

Jak już wspomniałem bilety mieliśmy wykupione do samej miejscowości w której mieliśmy nocować pod namiotem - Sośnie - Moja Wola. Niestety prognoza pogody zaczęła się sprawdzać, po dojechaniu do Ostrowa - leje! Postanawiamy pojechać pociągiem dalej. Zaraz za Ostrowem deszcz ustał. Podejmujemy decyzję - wysiadamy piętnaście kilometrów przed stacją docelową - w miejscowości Odolanów.

Brama 600-lecia w Odolanowie

W 2012 roku odwiedziłem tę miejscowość podczas Centralnego Zlotu Turystyki Kolarskiej PTTK, który organizował ostrowski klub Bicykl 1977. Po drodze zatrzymujemy się do zdjęcia przed Bramą Miasta, która została postawiona w 600 rocznicę nadania praw miejskich Odolanowa.

W połowie drogi do Mojej Woli tuż przed wsią Surmin na wysokości przepływającej rzeki o bardzo patriotycznej nazwie Polska Woda (prawdopodobnie pozostałość po przedwojennej granicy państwowej) mijamy grupę kolarzy turystów z Ostrowa! Część od razu nas rozpoznaje! Wesołym dzień dobry witamy się z każdym uczestnikiem. i pędzimy do bazy noclegowej. Nasz pośpiech był motywowany tym, że pogoda była jednak tego dnia niepewna. W każdej chwili mogło się rozpadać a my musieliśmy jeszcze zbudować nasz pałac w postaci namiotu ;)

Biały Daniel - to nazwa kompleksu kempingowego w którym czeka już na nas prezes ostrowskiego klubu - Jarosław Maj. Żartobliwym hej Fafał i Agnieszka - wita nas i proponuje nocleg pod dachem - spoglądamy na namiot, który wiozę na bagażniku, następnie na zachmurzone niebo i jednogłośnie podejmujemy decyzję - bierzemy pokój w tej samej cenie co rozbicie namiotu.

Przy wjeździe na kemping stoi wysoka wieża a na jej czubku znajduje się głowa białego daniela. Tuż pod wieżą rozpoznajemy KOLOROWEGO KARPIA! - jesteśmy na terenie Parku Krajobrazowego Doliny Baryczy. 

kemping w Mojej Woli


odnajdujemy kolorowe karpie



Na terenie kempingu znajdują się różnego typu wiaty, gdzie można przy stoliku usiąść i skonsumować posiłek czy potańczyć, jest też duża scena na której mogą odbywać się przedstawienia czy koncerty. Do tej sceny jest dobudowane zaplecze, w którym znajdują się pokoje dla artystów, my rozlokowujemy się w jednym z nich. No normalnie jak prawdziwe gwiazdy - a w szczególności Czesław! ;)


Wieczorem zostajemy zaproszeni na wspólnego grilla, którego szefem był wiceprezes Krzysztof. Osobiście pilnował aby kiełbaski nie przypaliły się - smakowały wyśmienicie. Przy stole zjawiają się dobrzy znajomi - Iza, Basia i Ździsia okazuje się, że niedawno były imieniny Jana i w związku z tym Jan - otwiera szampana! Na terenie kempingu znajduje się także salka balowa, na której odbywała się inna impreza - głośniejsza z dj-em, który repertuar dźwięków dobrał do gustu grillujących. Tanecznym krokiem udaliśmy się na wspólne tańce! Nie zabrakło także słynnego "Jedzie pociąg z daleka" ... a przed nami kolejny dzień, w którym czekała nas trasa z ponad setką kilometrów. Tak więc głosem rozsądku udaliśmy się na spoczynek.


Punkt dziewiąta głośnym dźwiękiem gwizdka kierownik trasy oznajmia uczestnikom, że ruszamy. Agnieszka zakłada okulary z ciemnymi szkłami - słońce! Pogoda nam dopisuje na dzień dobry! Na siódmym kilometrze trasy przekraczamy granicę województw wielkopolskiego i dolnośląskiego. Kolejne dziesięć kilometrów jedziemy do miejscowości Żeleźniki, gdzie robimy krótki postój na odpoczynek. Tutaj wraz z Agnieszką postanawiamy odłączyć się od grupy i udać się nieco na południe ... jakieś 20 km.

przekraczamy granice województw

Drogą wojewódzką nr 448 pomiędzy stawami hodowlanymi udajemy się do miejscowości Brzostowo. Mijane stawy hodowlane to ekosystemy wodne usytuowane w naturalnych zagłębieniach, powstały przez spiętrzenie wód cieku lub rzeki (tutaj rzeki Grabownica), bądź doprowadzenie jej kanałami. Głębokość stawów jest różna, w zależności od przeznaczenia, na ogół do 2m. Dno jest płaskie, z ewentualnymi rowami odprowadzającymi wodę w razie osuszania, a strefa przybrzeżna jest bardzo krótka.


Stawy służą do hodowli ryb: karpia oraz w niewielkiej ilości lina, suma europejskiego, płotki, szczupaka, sandacza, karasia pospolitego. Obiekt znajduje się na płaskim terenie, zajmowanym przez stawy z wyspami, rowy, podmokłe łąki z licznymi zastoiskami wody i liściastym zadrzewieniem.

Można tu obserwować ptactwo łąkowe i wodne (kaczka krzyżówka, czarnogłówka, łyska, perkoz jedno- i dwuczuby, czajka, żuraw, łabędź, kląskawka, pokląskwa, kszyk, świerszczak, potrzeszcz, skowronek, łozówka, kuropatwa), roślinność stawową i łąkową (trzcina pospolita, pałka wodna szerokolistna, tatarak zwyczajny, jeżogłówka gałęzista, rzęsa drobna, firletka, kłosówka wełnista, wyczyniec łąkowy, kwiściąg lekarski, nawłoć kanadyjska) i drzewa liściaste (dąb, olcha, brzoza, wierzba).

W Brzostowie skręcamy w prawo i przez miejscowości Lędzina, Bukowice, docieramy nad rzekę Sąsiecznica (z niem. Schätzke) o długości 36 km. Sąsiecznica to lewy dopływ Baryczy, zwana jest również Sieczką. Rzeka swe źródła ma pomiędzy wsiami Białe Błoto i Bukowinka w gminie Długołęka – 7 km z tego miejsca – na Wzgórzach Twardogórskich. Uchodzi do Baryczy za Żmigrodem. Przepływa przez Czeszów, Kuźniczysko, Biedaszków Mały, Kanclerzowice, Żmigród. Rzeka meandruje pośród łąk i zadrzewień o charakterze łęgów nadrzecznych, o bystrym przepływie ze żwirowiskami i licznymi torłopami (głębiami) zwłaszcza przy korzeniach drzew porastających strome brzegi. Takie warunki życia sprzyjają pstrągom potokowym, ślizom, a nawet rakom. W części rzeki od Kuźniczyska do Koniowa występuje Zimorodek objęty ścisłą ochroną gatunkową. Wody rzeki zaliczają się do I klasy czystości.

Warto zwrócić tutaj uwagę na ukształtowanie terenu, w tym miejscu znajduje się tzw. Brama Malerzowska łącząca Wzgórza Trzebnickie i Wzgórza Krośnickie. W większości jest to pas spiętrzonych wzniesień morenowych (polodowcowych) zlodowacenia środkowo-polskiego ciągnący się około 60 km, obejmujący obszar w przybliżeniu rozciągający się na linii Wińsko – Strupina – Osolin – Osola – Osola – Oborniki Śląskie – Trzebnica – Skarszyn – Dobroszyce – Twardogóra. Główny wał Wzgórz Trzebnickich o wysokości 200-250 m n.p.m. zaznacza się wyraźnie w krajobrazie regionu i jest otoczony obszarami nizinnymi – od południa pradoliną Odry i od północy pradoliną Baryczy. Rzeźbę terenu w obrębie wzgórz charakteryzują dość duże pagórki o wygładzonych zboczach. Poszczególne wzniesienia dzieli dobrze rozwinięta sieć dolin.

Przez wspomnianą Bramę Malerzowską wkraczamy na Równinę Czeszowską gdzie wśród pól uprawnych i lasów leży miejscowość Złotów, do 1945 roku wieś nosiła nazwę Schlottau. Charakterystyczną budowlą jest zabytkowy, barokowy kościół z drewna modrzewiowego pw. Świętego Józefa Oblubieńca NMP, wybudowany w roku 1754 przez ewangelików. 

modrzewiowy kościół p.w. Świętego Józefa Oblubieńca NMP w Złotowie


budynek dawnej szkoły ewangelickiej w Złotowie

Wieża kościoła dobudowana została w latach 1800/1801. W roku 1801 została nakryta miedzianym dachem cebulowym, przeniesionym z bliźniaczego kościoła w Kuźniczysku z 1709 roku. Organy pochodzą z roku 1773. Wokół kościoła rozciąga się stary cmentarz poniemiecki. Obok mieściła się szkoła ewangelicka z XVIII wieku oraz plebania z założeniem parkowym i małym stawem, obecnie budynek mieszkalny. Tuż za wsią znajdowały się dwa młyny wiatrowe „koźlaki”, obecnie nieistniejące.

budynek dawnej plebani ewangelickiej w Złotowie

zdobywamy znaczek turystyczny!

W Złotowie zdobywamy także znaczek turystyczny nr 399! W okolicy są jeszcze dwa. Ten z miejscowości Dobroszyce, gdzie znajduje się zamek wzniesiony w drugiej połowie XVI w. jest do zdobycia jedynie w dni powszednie i to do godz. 16.00! Ale nam i tak nie po drodze. Drugi mamy zamiar umieścić w naszej kolekcji. Czy się udało? Poczytajcie dalej ...

Wracamy do miejscowości Bukowice, gdzie ponownie spotykamy się z  grupą ostrowską. Wspólnie machając nogami jedziemy w kierunku miejscowości Twardogóra. Po drodze mijamy miejscowość Grabowno Małe, gdzie znajduje się drewniany kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego z 1655 r

kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Grabowie Małym


W Twardogórze spotykamy kolejnego kolorowego karpia do naszej kolekcji, z którym ochoczo robimy zdjęcie. Nieopodal na wzgórzu znajduje się zabytkowy kościół ewangelicki z p. w. Trójcy Św. i Matki Boskiej. Powstał w miejscu wcześniejszej świątyni, której historia sięga pierwszej połowy XVI w. Obecną formę zawdzięcza mistrzowi ciesielstwa H. Dresyerowi, który podjął się budowy w 1879 r., co dokumentuje data i inskrypcja umieszczona na elemencie więźby dachowej. Obiekt ulokowano na tarasowym wzgórzu obsadzonym grabami i kasztanowcami.

Jest to świątynia orientowana, założona na planie prostokąta, przy którego krótszych bokach zlokalizowano: od strony południowej - prezbiterium, od północnej - wieżę dzwonnicy. Wyróżnia się szkieletową konstrukcją murów zewnętrznych.  

Wnętrze składa się z prostokątnej nawy okolonej drewnianymi, wspartymi na czworobocznych filarach emporami i węższego, prosto zamkniętego prezbiterium z zakrystią od północy. Prezbiterium otwarto do nawy łukiem tęczowym, nad którym w nadłuczach wykonano dekorację maswerkową.

Kościół ze względu na zastosowane rozwiązanie konstrukcyjne należy do oryginalnych przykładów śląskiej architektury sakralnej. Elementy świadczące o dużych wartościach artystycznych obiektu to przede wszystkim konstrukcja szkieletowa, jednocześnie pełniąca funkcję dekoracyjną, a także zachowana stolarka okienna i drzwiowa, portal główny o neogotyckim, snycerskim obramieniu oraz rzeźbiony okap i dekoracyjny fryz o motywach czteroliścia. Wysoka bryła budynku, zwieńczona dachem dwuspadowym, harmonijnie współistnieje z geometrycznymi motywami szachulca i murowanym cokołem. Całość tworzy spójny kompozycyjnie i niezwykle malowniczy efekt.

Kościół wyróżnia się w krajobrazie miejscowości zarówno charakterystyczną bryłą, jak i zachowanymi, oryginalnymi elementami wystroju architektonicznego. Odzwierciedla określony etap rozwoju architektury sakralnej i tradycji regionu.

Świątynia uważana była za ostoję polskości, ponieważ aż do końca XIX w. odprawiano tu popołudniowe nabożeństwa w języku polskim, zatem jest materialnym świadectwem przeszłości i istotnym elementem lokalnej tożsamości kulturowej.

Obiekt jako dzieło stanowiące świadectwo minionej epoki, którego zachowanie leży w interesie społecznym, ze względu na posiadane wartości historyczne, artystyczne i naukowe podlega ochronie i opiece.

kościół p.w. Świętej Trójcy w Twardogórze

Na murowaną z cegły w glinie kryptę natrafiono pod czas remontu w 2009 r. kościoła p.w. Świętej Trójcy w Twardogórze. W krypcie były złożone dwie drewniane trumny obite miedzianą blachą, stwierdzono też ślady po 2-3 doszczętnie zbutwiałych innych trumnach. Na jednej z tych obitych miedzią w znakomitym stanie za chowały się malowane herby oraz inskrypcje wskazujące, że trumna zawiera doczesne szczątki Cathariny Köckritz z d. Schindel, żony właściciela Twardogóry Caspara Köcrit za. Drugi mąż Cathariny, Caspar Köckritz, budowniczy twardogórskiego zamku, przeżył swą żonę tylko o dwa lata. Drugiego kwietnia 1603 roku został postrzelony przez swego sąsiada z Goszcza, Hansa von Borschnitza i w następstwie odniesionej rany zmarł 1 maja 1603 r. Napis na epitafium Cathariny i Caspara von Köckritz mówił o przypadkowym – nieszczęśliwym postrzeleniu Caspara, ale autor monografii rodu von Köckritz dowodzi, iż nie był to nieszczęśliwy wypadek tylko jawne morderstwo. Podczas zburzenia starego kościoła w 1897 r., przed wybudowaniem nowego do dzisiaj zachowanego, otwarto grobowiec i okazało się, że trumny zostały zbezczeszczone. Z pewnością więc druga z nich, znajdująca się obecnie w krypcie bez zachowanych inskrypcji ale stylistycznie podobna do trumny Cathariny, zawiera szczątki Caspara. Catharina i Caspar Köcritzowie mieli czworo dzieci: Susannę, Ursule, Siegismunda i Anne. Spadkobiercą Köckritzów został więc ich jedyny syn Sigismund urodzony w Twardogórze 25 stycznia 1601 r. Gdy miał 5 miesięcy zmarła jego matka a gdy miał 3 lata jego ojciec. Siegiesmund zmarł w 1664 r. a jego żona Maria w 1673 r. Oboje spoczęli w tym samym grobowcu, w którym znajdują się trumny rodziców. Tak więc wspomniane ślady dwóch drewnianych trumien w krypcie to pozostałość ich pochówków. Ich nierozłożone szczątki zostały podczas remontu kościoła dołożone do rozprutej trumny Caspara. Podczas niedawnych prac remontowych odsłonięto fragmenty fundamentów kościoła w jego kształcie z połowy XVII w. W trakcie prac ziemnych odkryto liczne szczątki ludzkie pochodzące z naruszonych podczas wcześniejszych przebudów kościoła grobów.

W Twardogórze mieliśmy jeszcze jedną sprawę do załatwienia - znaczek turystyczny ... powinien być dostępny w Gminnym Ośrodku Sportu i Rekreacji przy ul. Wrocławskiej 39 gdzie się udaliśmy. Niestety po dojechaniu na miejsce okazało się, że wszystko pozamykane. Trochę zdziwiony - ponieważ w GOSiRze jest również hotel - też był nieczynny. Za to nad wejściem jest podany numer telefonu pod który zadzwoniłem. Odezwał się miły kobiecy głos, który oznajmił, że nie ma uprawnień do kasy fiskalnej i nam upragnionego znaczka turystycznego nie sprzeda. W taki oto sposób odeszliśmy z przysłowiowym kwitkiem ... zamiast znaczka.

niestety nie udało się zdobyć znaczka turystycznego w Twardogórze


Z Twardogóry wyjeżdżamy wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 448 piękną drogą rowerową o nawierzchni bitumicznej w kierunku miejscowości Goszcz. Droga rowerowa można rzec pierwsza klasa gdyby nie to, że wjazd na nią od strony Twardogóry jest niebezpieczny bo pod kątem dziewięćdziesięciu stopni i krawężniku odgradzającym drogę od jezdni o który można zahaczyć kołem. Na szczęście nam się udało pokonać tę przeszkodę bezpiecznie.


Po dojechaniu do Goszcza ukazują się nam słynne ruiny, które stanowią zabytek I grupy. Pierwszy pałac w Goszczu wybudowano w latach 1730-1740 na miejscu XII wiecznego zamku. Zniszczył go jednak ogromny pożar w 1749 r. W latach 1749-1755 powstawał nowy pałac, którego ruiny możemy dziś oglądać. Całość zespołu dworsko-pałacowego zgrupowano wokół prostokątnego dziedzińca, którego oś główną stanowił budynek pałacu zabudowany na planie podkowy z półkolistymi łącznikami przechodzącymi po bokach w oficyny mieszkalne i budynki gospodarskie.



Do pałacu przylega od strony północnej majdan otoczony domami służby dworskiej i murem z trzema bramami, a dalej na północy kościół dworski, połączony niegdyś z pałacem za pośrednictwem oranżerii.

kościół dworski w Goszczu

Budynki murowane z cegły (korpus z kamienia i rudy darniowej), otynkowane, z dachami mansardowymi krytymi dachówką. Do stycznia 1945 r. obiekt ten należał do rodziny Reinchenbachów. Potem zajęły go wojska radzieckie, a następnie oddano go w zarząd miejscowej administracji. W wigilię Bożego Narodzenia w 1947 r. wybuchł pożar w pałacu i pomimo dwóch tygodni ratowania go przez kilkanaście jednostek straży pożarnej spłonął. W części południowej i wschodniej rozległy park z założonym w 1830 roku stawem o wydłużonym kształcie i przylegające do niego pozostałości parku naturalistycznego. Obecnie zachowane są ślady ogrodu ozdobnego, grabowych alei i pojedynczo nasadzone dęby, w części zachodniej parku ruiny pawilonu ogrodowego. Obecnie część zespołu wykorzystywana jest jako zabudowania mieszkalne i zabudowania gospodarcze.




Przechadzając się po kompleksie pałacowym mieliśmy więcej szczęścia niż widoczne ruiny. Spotykamy panią Halinkę, która spaceruje wraz z koleżanką. Pani Halinka z ciekawością dopytuje skąd przyjechaliśmy rowerami - odpowiadamy, że z Łodzi - jest pod wrażeniem. Proponuje nam spacer do pobliskiego kościoła, do którego jak się okazuje ma przypadkiem klucze. W taki oto sposób mieliśmy możliwość zwiedzenia ciekawych zakamarków, które z ochotą prezentuję Wam na fotografiach.






Dawny kościół dworski – ewangelicki. Nie użytkowany po 1945 r., ostatnio w częściowej ruinie, późnobarokowy z elementami rokoka, wybudowany w latach 1743-49, murowany z cegły, otynkowany. Dach nad korpusem mansardowy z powiekami, pokryty dachówką, na wieży drewniany hełm cebulasty wielopołaciowy, z czworoboczną ażurową latarnią, podbity gontem. Znajdowały się tu jeszcze niedawno cenne sarkofagi, zostały jednak zbeszczeszczone i rozkradzione (późnobarokowy Fryderyki Charlotty hr. v. Schönaich-Carolath, zm. 1741, i rokokowy Henryka Leopolda v. Reichenbach, zm. 1775). Kościół jest otoczony ogrodzeniem, od zachodu murem z ok. 1750 r. z cegły.

Po niesamowitych przygodach w Goszczu ruszamy w dalszą drogę. Wyjeżdżając z Goszcza zauważamy, że tutaj ma swoją siedzibę słynna, rodzinna Fabryka Mebli Bodzio. Jest to rozległy kompleks fabryczny usytuowany po dwóch stronach ulicy. Na pobliskim parkingu stoi kilkadziesiąt (a może kilkaset) firmowych samochodów dostawczych. A nieopodal znajduje się pałac właściciela - Bogdana Szewczyka, który jest na 60 miejscu wśród najbogatszych biznesmenów w Polsce. Firma sprzedaje meble o wartości prawie 400 mln zł rocznie. Fabryka zajmuje ponad 100 tys. mkw. powierzchni, dysponując siecią ponad 320 salonów na terenie Polski. Sieć dystrybucji mebli obsługiwana jest przez firmową flotę 300 pojazdów dostawczych. Zatrudnia ponad 2,2 tys. branżowych specjalistów. Dziennie produkuje ponad tysiąc kompletów mebli.

kompleks fabryczny Bodzio

W miejscowości Domasławice znajduje się campus wypoczynkowy, w którego skład wchodzą korty tenisowe, boiska do koszykówki, piłki nożnej i siatkowej a także park linowy - można robić namiot czy wynająć domek letniskowy. Nas natomiast przyciągnął oczywiście kolorowy karp! Karp ostrzegł nas przed rozbójnikami grasującymi w okolicznych borach ... czy ich spotkaliśmy na naszej drodze? Czytajcie dalej!




Poruszamy się obecnie wzdłuż granicy województw dolnośląskiego i wielkopolskiego. Przed rokiem 1939 przebiegały tędy granice państwowe pomiędzy Niemcami a Polską. Po drodze mijamy dawny budynek straży granicznej w Domasławicach. Domasławice swoją nazwę wzięły od staropolskiego imienia założyciela oraz pierwszego właściciela Domasława, imię to oznacza sławiącego swój dom lub przynoszącego swojemu domowi sławę.

budynek dawnej straży granicznej w Domasławicach


Kolejnym śladem po dawnej linii granicznej jest droga, która przebiega dzieląc wzdłuż dwie miejscowości - Dobrzec i Cieszyn.

z lewej Dobrzec z prawej Cieszyn a po środku Agnieszka ;)

 W miejscowości Cieszyn mijamy barokowy kościół św. Michała pobudowany przed 1697 rokiem, posiadający czterokondygnacyjną wieżę na planie kwadratu, którą widać z oddali. Wspinamy się na wzniesienia i jedziemy w kierunku Międzyborza.

w oddali kościół p.w. św Michała z 1697 r.

Nazwa miejscowości Międzybórz pochodzi ze staropolszczyzny i oznacza miejscowość leżącą między iglastymi lasami – borami. Pierwsze wzmianki pochodzą z XII wieku. Nieznana jest dokładna data otrzymania praw miejskich. Przypuszcza się, że został lokowany na początku XIV wieku, a prawdopodobnie od roku 1340 jest siedzibą kasztelanii i posiada prawa targowe. Jako miasto przygraniczne, Międzybórz był miastem obronnym, otoczonym murem, którego pozostałości możemy oglądać po dziś dzień.

Rynek w Międzyborzu

Na Rynku odnajdujemy Herb Międzyborza stanowi w srebrnym polu jodła barwy zielonej przekreślona czerwonym krzyżem Świętego Andrzeja. Krzyż nawiązuje do dawnego patrona miejscowego kościoła i pojawił się już w wieku XVII. Herb został określony w Uchwale w sprawie Statutu Miasta i Gminy Międzybórz z dnia 30 sierpnia 2001 roku.

kościół p.w. św Krzyża w Międzyborzu
Na pobliskim wzgórzu wybudowano w roku 1839 Kościół świętego Krzyża należący do Parafii Ewangelicko-Augsburskiej. Świątynia została wybudowana w stylu neoklasycystycznym na planie krzyża greckiego na miejscu poprzedniej spalonej w 1836 roku. Kościół posiada wieżę zwieńczoną galeryjką z hełmem iglicowym.

Pod latarnią na międzyborskim Rynku spotykamy Rozbójnika Międzyborka, który opowiedział nam ciekawą historię o prawdziwym zbóju gracującym w pobliskich borach.

Zbój Melchior
O baryckim Kubie Rozpruwaczu

"Nosił wilk razy kilka..."

W rozległych puszczach na pograniczu Śląska i Wielkopolski niejednokrotnie w historii grasowali rozmaici łupieżcy i zbóje. Jednym z bardziej niebezpiecznych był Melchior Hedloff.

Urodził się on we wsi Kuźnica Kącka koło Międzyborza w 1606 roku. Czasy jego młodości przypadły na początek wojny trzydziestoletniej, najdłuższej i jednej z najbardziej krwawych w dziejach Śląska. Melchior służył przez szereg lat w armii cesarskiej, a wojna kompletnie wypaczyła jego charakter. W końcu powrócił w swe rodzinne, wyludnione przez wojnę, strony. Zajął się kłusownictwem, a z czasem rabowaniem i mordowaniem podróżnych. Niebawem dobrał sobie trzech pomocników. Rejonem ich działania były głównie wielkie i niedostępne w owym czasie lasy międzyborskie. Najwięcej zbrodni popełnili w okolicy Kuźnicy Czeszyckiej, Chojnika, Pawełek, Niwek i Surmina. Rozbójnik - nazywany Strzelcem Melchiorem - posługiwał się doskonale dwoma muszkietami i turecką szablą. Na kolbie muszkietu robił nacięcia upamiętniające każde morderstwo, różne w zależności od stanu, narodowości, płci i zawodu ofiary.

Rok 1648 przyniósł mieszkańcom Śląska pokój, kończący trzy dekady wojennej zawieruchy. Jednak na terenie, gdzie grasowała banda Melchiora nikt nie mógł czuć się bezpiecznie - ani mieszkańcy, ani podróżni. Dlatego w końcu, w 1653 roku, książę oleśnicki Sylwiusz Wirtemberski zebrał szlachtę całego księstwa na wyprawę przeciwko niebezpiecznej bandzie. Wyprawa trafiła jednak w próżnię - zbójnicy zdołali umknąć. We wrześniu tego roku ujęto natomiast żonę Melchiora - Annę. Wkrótce dobrowolnie dołączyła do matki córka, również Anna. Poddane torturom ujawniły wiele popełnionych przez Hedloffa i jego kompanów zbrodni. W końcu, 2 listopada 1653 roku, we wsi Łąki koło Sułowa złapano samego Melchiora.

Podczas procesu zbójnika oskarżono o zamordowanie 251 ludzi. Wśród nich miało być m.in. stu Polaków, sześciu Żydów, pięciu szlachciców i dziesięć kobiet w ciąży. Dowodem koronnym był jego muszkiet. Melchiora oskarżono również o kanibalizm. Jako poddanego księcia oleśnickiego zbójnika stracono w okrutnych torturach 19 lutego 1654 r. na rynku w Oleśnicy. W końcu rozćwiartowane ciało rozwieszono przy czterech drogach poza miastem, ku przestrodze.

Pamiątką po okrutniku jest nazwa najwyższego wzniesienia polodowcowych Wzgórz Twardogórskich, ciągnących się od Międzyborza po Milicz. Góra Zbójnik ma wysokość 272 m npm i jest to najwyższe wzniesienie Dolnego Śląska poza Sudetami.

ruiny młyna w Kuźnicy Kąckiej





Zaciekawieni opowieścią o Melchiorze Hedloffie udajemy się do jego rodzinnej miejscowości Kuźnica Śląska. Bynajmniej nie w sprawie odnalezienia śladów działalności zbójnika. Tutaj do 1953 roku działał młyn, którego ruiny po pożarze na początku XXI w. możemy podziwiać do dzisiaj. Ciekawe jest to, że natura tak łatwo daje sobie radę wśród ruin wprowadzając się konsekwentnie w każde pomieszczenie. Kilka fotek i jedziemy w kierunku Sośnie. Po pierwszych dwóch kilometrach zakładamy kurtki - zaczyna kropić a później padać. I tak ostatnie dziesięć kilometrów przejeżdżamy w deszczu do bazy w Mojej Woli.


kiedy dieta poszła w las ...
fot. Janek (źródło facebook.com)

Tutaj czeka na nas pyszny obiad, schabowy z młodymi ziemniaczkami z koperkiem oraz młoda duszona kapusta. A to wszystko poprzedzone pomidorówką. Najedliśmy się do syta! Po krótkim odpoczynku ruszamy rowerami do pobliskiego (niecałe 200 m.) pałacu myśliwskiego. Obiekt wyjątkowy i niepowtarzalny, prawdopodobnie jeden z dwóch tego typu w Europie. Zewnętrzna elewacja pałacu, wykonana została z kory dębu korkowego sprowadzonego aż z Portugalii. Podobne rozwiązanie stosowano niezwykle rzadko, dlatego świadczy ono o wartości samego obiektu i jego walorach.
pałac myśliwski w Mojej Woli



Pałac wybudowany został w roku 1852, dla księcia brunszwicko-oleśnickiego Wilhelma. Z powstaniem pałacu wiąże się nazwę miejscowości: pierwotnie architekt, polski inżynier o nazwisku Karłowski, zaplanował inne położenie pałacu, jednak książę nakazał budowę w obecnym miejscu, miał przy tym dodać : „taka jest moja wola".

Pałac zbudowano z drewna, został osadzony na kamiennej podmurówce. Budynek utrzymany jest w stylu szwajcarskim. Budowlę rozbudowywano w roku 1895 i w latach 1902-1903. Dobudowana została wówczas murowana pięciokondygnacyjna wieża z tarasem widokowym zwieńczona attyką krenelażową ze sterczynami w narożnikach, a pod bokiem pałacu wyrosła powozownia, stajnie, wędzarnia oraz domek myśliwski.

Wokół pałacu rozlega się malowniczy park utrzymany w stylu angielskim bogaty w wiele gatunków drzew i krzewów (ok. 55 gatunków drzew, a także 20 gatunków krzewów).


Około roku 1885 pałac odkupił od pierwotnych właścicieli baron Daniel von Diergardt. Po jego śmierci pałacem zarządzała żona barona Agnes (Agnieszka), aż do roku 1945. Nową właścicielką obiektu zostaje następnie Elżbieta Brygida von Klitzing-Romberg. Istotną i zarazem wartą wspomnienia informacją jest, że w Mojej Woli aktywnie działały różne faszystowskie organizacje pod kierunkiem jej męża Gissberta, a w okresie okupacji część budynków pałacowego zaplecza wykorzystywana była jako obóz jeniecki.



Od 1948 do 1950 działał w Mojej Woli Ośrodek Doskonalenia Robotników Leśnych. W latach 1950 - 1952 powstało tu Technikum Leśne im. Bolesława Bieruta, które było pierwszą w historii leśnictwa szkołą dla dziewcząt.


kamień upamiętniający dawną szkołę leśnictwa w Mojej Woli

Technikum w pałacu znajdowało się do czerwca 1975 roku, kiedy to przeniesione zostało do Starego Sącza. Pałac pozostał własnością Lasów Państwowych do 1992 r., potem został przekazany gminie, a następnie sprzedany osobie prywatnej.

Niestety obecny stan obiektu pozostawia wiele do życzenia. Pałac popada w ruinę i powoli traci swą dawną świetność. Mimo to nie pozostaje nam nic innego jak mieć nadzieję, że jeszcze znajdą się osoby, które staną na wysokości zadania, zaopiekują się obiektem i przywrócą mu dawny blask.

Na niebie pojawiły się ciemniejsze chmury, w oddali rozległ się pomruk zbliżającej się burzy. Wracamy na kemping. A tutaj czekają na nas pyszne kiełbaski z grilla, muzyka i tańce. Wieczór zapowiada się imprezowo!

Kiedy się obudziłem rano za oknem było jeszcze mokro, ostatnie krople nocnego deszczu spływały z pobliskich drzew. Punkt dziesiąta usłyszeliśmy gwizdek zapraszający wszystkich uczestników Touru na wspólną jazdę do Ostrowa Wielkopolskiego. Grupę jak zwykle prowadził kierownik wycieczki Krzysztof. Po dojechaniu do Odolanowa robimy krótki odpoczynek, gdzie jesteśmy częstowani croissantem i jogurtem. Zwiedzamy odolanowski Park Natury. Spotykamy tutaj kolorowego karpia, Władysława Reymonta oraz malowniczą sowę.





piosenka o Odolanowie

Na zegarze słonecznym ukazała się jedenasta godzina, pospieszani gwizdkiem kierownika ruszamy w dalszą drogę.


Dojeżdżamy do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie prezes Klubu "Bicykl 1977" wręcza wszystkim uczestnikom rajdu pamiątkowe medale na pamiątkę uczestnictwa w V edycji Tour de Bicykl.



Najbardziej w pamięć zapadnie nam wspólna jazda z typowo rowerową rodzinką składającą się z Taty Krzysztofa, Mamy Agnieszki Córki Jagody (tak, tak tej Jagody!) oraz Syna Oskara - najmłodszego uczestnika rajdu, który także przejechał 100 km!

Agnieszka i Krzysztof

Jagoda i Oskar

Rajd zostaje oficjalnie rozwiązany, gromkimi brawami dziękujemy Organizatorom. Jak zwykle wzorowa organizacja daje pełną satysfakcję uczestnikom. I choć Jarosław odgraża się, że ostatni raz organizuje - my wiemy swoje - za rok przyjeżdżamy na kolejny Tour! TOUR DE BICYKL!

wspólne zdjęcie z uczestnikami V Tour de Bicykl

Z turystycznym pozdrowieniem

#CYKLOTURYSTA

tekst i fotografie - Rafał Grabarczyk

Bibliografia:

http://pl.twardogora.pl/index.php/zabytki/121-kosciolswtrojcy
http://dolnoslaskie.naszemiasto.pl/artykul/miedzyborz-zaczelo-sie-od-karczmy-i-rzemieslnikow,214433,art,t,id,tm.html
http://poznajpolske.onet.pl/wielkopolskie/opuszczony-palac-mysliwski-w-mojej-woli-w-nadlesnictwie-antonin/456yd

2 komentarze:

  1. fantastyczny opis :) wlasnie wczoraj przemierzyłam tą trasę i chciałam doczytać i trafiłam na Twoj wpis -dziękuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło czytać te słowa, dziękuję. Zapraszam ponownie :) Do zobaczenia na szlaku!

      Usuń