sobota, 12 sierpnia 2023

V Setka Gąbińska, czyli rowerowy rajd po ziemi łowickiej.

Progności z IMGW zapowiadali tego dnia armagedon pogodowy. Cały dzień miał lać deszcz, przechodzić burze przez środkową Polskę. Między innymi w rejonie Gąbina i na  Ziemi Łowickiej. My jednak nauczeni doświadczeniem z poprzednich imprez z cyklu Setka Gąbińska nie przejmowaliśmy się tymi hiobowymi wieściami. Wierzyliśmy w Wiesława! - prezesa klubu MUKS Tandem Gąbin, który był głównym organizatorem V Gąbińskiej Setki. Wieść niesie legenda, że Wiesław posiada umiejętności paranormalne i potrafi rozgonić chmury aby zaświeciło słońce (magiczna łopata, czy coś w tym stylu). W każdej legendzie jest ziarno prawdy. Czy tym razem także sprawdziło się?

Aby dostać się do Gąbina wsiadamy w samochód, rowery na bagażniku i pędzimy ponad sto kilometrów na północ od Łodzi. Wyjeżdżamy używając wycieraczek. Zanim dotarliśmy do Gąbina przestało padać.

Wpierw zapisy, pobranie prowiantu na drogę, plakietki na rower i oczywiście obowiązkowego stempla do pieczątki turystycznej. Maciej nasz przewodnik i jednocześnie zabezpieczenie w kierowaniu ruchem na wstępie opowiada o trasie i atrakcjach jakie nas czekają - na szlaku "Wyprawy do Księstwa Łowickiego". Bo to właśnie motywem przewodnim V Setki Gąbińskiej jest kultura łowicka, której elementy będziemy się starali dostrzec podczas tej wycieczki.




Jadąc przez miejscowości Kamień, Słomków, Pacynę, Luszyn docieramy do Załkowa Kościelnego. Tutaj zwiedzamy murowany z czerwonej cegły neogotycki kościół. Ściany prezbiterium nad gotyckimi stallami zdobią freski przedstawiające siedem sakramentów, na których Leonard Strojnowski uwiecznił podobizny parafian w strojach ludowych - akcent łowicki. Ołtarze boczne dedykowane są: po lewej św. Annie, po prawej Wszystkim Świętym. Kaplice poświęcone są Matce Bożej oraz Panu Jezusowi. Zachowały się: kamienna chrzcielnica, obraz św. Antoniego z XVII w. i trzy zabytkowe dzwony (najstarszy z połowy XVII w.). Chwila odpoczynku i obieramy kierunek wschodni aby następnie skręcić w prawo na miejscowość Retki.

 

 


 


Przecinamy magistralę kolejową Warszawa - Poznań i przy asyście osób kierujących ruchem docieramy bezpiecznie wzdłuż DK92 do miejscowości Maurzyce na most nad rzeką Słudwia, która jest lewobrzeżnym dopływem rzeki Bzury, a jak wiemy Bzura przepływa przez Łowicz, więc możemy zaznaczyć kolejny aspekt łowicki. Jednakże w tym miejscu nie rzeka jest ważna a most, który jest pierwszym na świecie mostem spawanym!


Most został zbudowany przez firmę K. Rudzki i S-ka w Mińsku Mazowieckim, według projektu prof. Stefana Bryły (przy projekcie pracował także Władysław Tryliński). Oddany do użytku w 1929 roku. Pierwotnie tylko podłużnice i poprzecznice zaprojektowano jako spawane, a cały most jako konstrukcję nitowaną. Następnie, pod kierunkiem prof. Bryły, inż. Wenczesław Poniż przeprojektował ją na spawaną. Spawanie elektryczne zastąpiło stosowane do tej pory nity łączące, co było sporym ułatwieniem przy budowie mostów i zmniejszyło masę z 70 ton w konstrukcji nitowanej do 56 ton spawanej. Most był także tańszy w budowie. Most znajdował się w ciągu dawnej trasy europejskiej E8 (później E30, aktualnie drogi krajowej 92). Z czasem jego konstrukcja przestała spełniać potrzeby ruchu, przez co w 1977 został przesunięty o ok. 20 m na północ, a na jego dotychczasowym miejscu wybudowano nowy, większy most. Most po generalnym remoncie w 2009 jest udostępniony do zwiedzania. Obiekt ma dużą wartość historyczną i inżynieryjno-techniczną, w związku z czym uzyskał status zabytku.


 Jadąc przez Niedźwiadę, Goleńsko w Sierżnikach odbijamy na wschód i w Boczkach Chełmońskich (nazwa nie przypadkowa) na chwilę zatrzymujemy się w okolicy dworu z XIX w. Tutaj znajduje się pomnik poświęcony Józefowi Chełmońskiemu, który urodził się 7 listopada 1849 roku w majątku Boczki rodziny Chełmońskich. Józef Chełmoński, to polskiego pochodzenia artysta malarz, reprezentant realizmu.


 

Za niecałe 3 kilometry docieramy do miejscowości Sromów. To właściwy cel naszej podróży podczas V Setki Gąbińskiej, której motywem przewodnim jest kultura łowicka. Właśnie tutaj znajduje się prywatne Muzeum Ludowe Rodziny Brzozowskich, które powstało ponad pięćdziesiąt lat temu. Znajdują się tutaj własnoręcznie wykonane figury z drewna lipowego, wycinanki, kolorowe pająki (nie mylić z kosmatymi zwierzakami) oraz hafty. Ponad 600 figurek z drewna lipowego - większość jest ruchoma ukazuje święta religijne w kulturze chrześcijańskiej oraz sceny z życia łowickiej wsi.


Zanim nasycimy wzrok pięknem sztuki ludowej wpierw nasycamy nasze żołądki i podniebienia posiłkiem regeneracyjnym jakim częstują nas organizatorzy V Setki Gąbińskiej. Do wyboru są dwa różne rodzaje dań, które składają się z dwóch porcji. Organizowane Setki Gąbińskie słyną z takiej gościnności. Zazwyczaj taka gościna była po zakończeniu przejazdu. Tym razem uczta odbyła się w połowie drogi. Naszym zdaniem to bardzo dobra zmiana ze względu na pozyskanie dodatkowych sił do dalszej jazdy. Z drugiej strony patrząc, uczta na zakończenie rajdu powodowała większą integrację i możliwości dyskusji wśród uczestników po rajdzie. Tym razem to posunięcie było także dobrze przemyślane ze względu na pogodę, bo ile można machać zaczarowaną łopatą?


Po przekroczeniu progu pierwszego budynku widzimy sceny tematyczne, na które składa się ponad 400 ruchomych rzeźb. Znajdziemy tu szopkę Bożego Narodzenia, procesję Bożego Ciała czy też poczet polskiej husarii, rybaków nad Bzurą i wesele łowickie.





Nad naszymi głowami wiszą kolorowe „Pająki”, które w chatach łowickich zastępowały żyrandole, a na ścianach możemy podziwiać łowickie wycinanki, tworzone od dziesięcioleci z kolorowego papieru.



Drugi budynek wita nas zestawieniem polskich sportowców, którzy są częścią sceny „Cztery Pory Roku”. Kamil Stoch oddaje swój mistrzowski skok, tuż za nim po skoczni mknie Adam Małysz, a obok nich macha do nas Justyna Kowalczyk i Zbigniew Bródka. W drugim budynku zobaczymy także kolekcję łowickich, ręcznie malowanych skrzyń posagowych i rzeźby naturalnej wielkości w stroju ludowym.



Pozostałe dwa budynki to miejsce, gdzie znajdziemy kolekcję powozów konnych, w tym okazałych bryczek i wolantów. Na ścianach zebrane zostały również narzędzia rolnicze i uprzęże konne. Oprócz tego możemy podejrzeć przy pracy rymarza, który kończy szycie chomąta i bednarza, dbającego o idealne wykończenie beczki. W powozowni zobaczymy także konia naturalnej wielkości i rodzinę jadącą na targ przy akompaniamencie prosiaczków.




Kunszt wykonania tych rzeźb oraz obsadzenia ich w odpowiedniej scenerii tworzy niesamowity bajeczny świat. Praca jaka została włożona w powstanie ekspozycji i jej elementy jest warta docenienia nie tylko z punktu wizualnego ale również z technicznego zamysłu. Historia Muzeum jest także bardzo ciekawa łączy sobą pokolenia rodziny Brzozowskich.


Oglądając wystawy w poszczególnych pawilonach nie zauważamy co się dzieje na zewnątrz. A tymczasem nad nami zbierają się ciemne chmury i rozpoczyna się ulewa. Na szczęście całość przeczekujemy bezpiecznie pod dachem Muzeum. Czyżby to Muzeum pochłonęło także uwagę Wiesława? Zapewne tak skoro pogoda spłatała takiego figla. Jedynie rowery mokną pozostawione na zewnątrz.

W ostatnich niewielkich kroplach deszczu ruszamy w drogę powrotną do Gąbina. Za chwilę niebo się przejaśnia i wychodzi słońce. Jednak co jakiś czas straszą nas ciemne chmury. Na szczęście tempo wśród uczestników rajdu utrzymuje się na bardzo dobrym poziomie i do Gąbina docieramy przed deszczem. Na koniec rajdu każdy uczestnik otrzymuje piękny medal. Naszym zdaniem na medalu zabrakło akcentu łowickiego, który był motywem przewodnim rajdu. Ale to tylko nasze subiektywne zdanie. Na szczęście rekompensuje nam to uścisk dłoni Prezesa Wiesława Rybickiego, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za możliwość wzięcia udziału w tym pięknym nie tylko etnograficznie rajdzie.


Wracamy szczęśliwi i zmęczeni w pozytywnym słowa tego znaczeniu do domu w strugach deszczu na szczęście pod dachem samochodu. Tylko rowery nam mokną po raz kolejny jadąc na bagażniku.



















1 komentarz:

  1. Pan Wiesław zawsze niezawodny (pozdrawiam) i od pogody i od ducha dobrej przygody. Kolejna fajna przygoda rowerowa, ale i niezwykłe towarzyskie spotkania. Ciekawe miejsca, ciekawi ludzie, to już marka Gąbińskiej Setki. Pozdrawiam organizatorów, uczestników i obserwatorów. Dobrej pogody i na niebie i w duszy życzę na dalsze przygody z rowerami.

    OdpowiedzUsuń