Pod koniec kwietnia wybrałem się na prelekcję "Rowerem wzdłuż wschodniej granicy", która promowała książkę Artura Zygmuntowicza - "Ziemia o ludzkiej twarzy". Poznałem na niej autora osobiście. Po ciekawej prelekcji jakiej udzielił Artur zasiedliśmy do stolika porozmawiać o podróżach. Zostałem przedstawiony części rowerowego klubu z Wrocławia o pomysłowej nazwie - "Luźna Guma", który większość stanowią członkinie. Dowiedziałem się również, że regulamin klubu stanowi - aby zostać członkiem "Luźnej Gumy" należy spełnić pewne warunki: 1. Poznać osobiście Prezesa *Artura Z.; 2. Przejechać z nim min. 100 m. rowerem; 3. Wypić 100 ml alkoholu w obojętnie jakiej postaci. Postanowiłem spróbować dostać się do Luźnej Gumy ... a miała się nadarzyć okazja w sierpniu b.r. W trakcie rozmowy przy stoliku klubowym postanowiliśmy wszyscy wspólnie zorganizować rajd rowerowy z udziałem osób niewidomych lub słabowidzących. Z pomysłem wyszedł Artur - pomyślałem - odważnie. Przy stoliku oprócz mojej skromnej osoby, Artura i Członkiń Luźnej Gumy zasiadły także bardziej znane mi osoby - Agnieszka i Jacek (kolega z Łódzkiego Klubu Turystów Kolarzy PTTK).
Artur i Adam w trasę ruszają na tandemie |
Sylwia i Iza jadą w parze drugim tandemem |
Szlakiem rowerowym "Kolej na rower" poruszaliśmy się w kierunku Rudy Sułowskiej. Jego nawierzchnia to w większości droga bitumiczna dobrej jakości. W nielicznych miejscach gdzie nie było drogi bitumicznej była bardzo dobrze utwardzona droga szutrowa. Można śmiało rzec, że jechało się nią tak samo doskonale jak drogą "asfaltową". W trakcie przejazdu po linii dawnej wąskotorówki mijaliśmy dawne stacje - Kaszowo, Postolina, Pracze, Sułów Milicki (stacja końcowa).
Przy każdej stacji znajdują się miejsca odpoczynku dla rowerzystów wyposażone m.in. w parking dla rowerów, zadaszone wiaty, tablice informacyjne. W trzech miejscach całego szlaku rowerowego umieszczono także ekspozycje taboru kolejowego, który był dawniej w użyciu. Ciekawym uzupełnieniem szlaku a zarazem podkreśleniem jego dawnej roli są oznakowania przejazdów kolejowych, w miejscach gdzie szlak przecina się z szosą. Niestety tutaj muszę dodać przysłowiową łyżkę dziegciu.
Ponieważ tam gdzie droga rowerowa dochodzi do jezdni poustawiano znaki C-13a (koniec drogi rowerowej) a tam gdzie nawierzchnie są bitumiczne namalowano pasy i przejścia dla pieszych zamiast przejazdów rowerowych. Dzięki temu priorytet jest dla ruchu kołowego a rowerzyści zmuszeni są do schodzenia z jednośladów i przeprowadzania przez przejście dla pieszych. Na szczęście ruch kołowy w tych okolicach jest sporadyczny.
Spichrz w Sułowie z 1800 r. |
kościół p.w. MBC |
Rynek w Sułowie |
Sułowskie stodoły - Miejsce martyrologii |
Poruszając się na zachód docieramy do miejscowości Ruda Sułowska. W 2015 roku władze powiatu otworzyły tutaj Centrum Turystyczno - Edukacyjne "NATURUM". W skład CET NATURUM wchodzą m.in. Centrum Edukacyjne w którym można dowiedzieć się z interaktywnej i multimedialnej ekspozycji o Stawach Milickich - otaczającej nas faunie i florze, są prowadzone różne zajęcia dla dzieci i młodzieży - m.in. zajęcia kulinarne gdzie można dowiedzieć się w jaki sposób przygotować króla stawów milickich - karpia!
Przy CET NATURUM działa również Muzeum Tradycji Rybackich Stawów Milickich i Doliny Baryczy w którym możemy podziwiać wystawę etnograficzno-historyczną dotyczącą rybołówstwa słodkowodnego oraz hodowlanych stawów milickich, które zostały założone ponad 700 lat temu przez zakon Cystersów. Dla miłośników fotografii są organizowane "Foto Safari" które odbywa się na terenie rezerwatu "Stawy Milickie". Przy CET NATURUM działają również wypożyczalnie rowerów, kajaków, łowisko wędkarskie. Dla strudzonych wędrowców przygotowane są specjalne zadaszenia ze stolikami z których z chęcią skorzystaliśmy. Dla tych którzy by chcieli zabawić w tym miejscu dłuższy czas przygotowano pokoje w hotelu czterogwiazdkowym - gdzie noclegi zaczynają się od ponad 160 zł od osoby za dobę ze śniadaniem. Działa również tutaj bardzo dobra restauracja w której można skosztować lokalnych przysmaków z ryb słodkowodnych - m.in. takich jak wspomniany karp.
Choć pierwsze, nieśmiałe próby tworzenia rezerwatu na obszarze Stawów Milickich miały miejsce jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku, to tak naprawdę walory przyrodnicze tego terenu zaczęto doceniać dopiero po II wojnie światowej. W roku 1949 powołany do życia został przez ówczesnego wojewodę wrocławskiego „Leśno-stawowy obszar chroniony Doliny Baryczy – rezerwat częściowy”. Czternaście lat później, 8 lipca 1963 roku istniejący obszar chroniony dość znacznie pomniejszono tworząc „Rezerwat przyrody Stawy Milickie”. Formując nowy teren ochronny włączono w jego strefę najcenniejsze dla ornitologów skupiska stawów. Wielkość rezerwatu czyli „jedyne” 5324,31 ha stawia go na drugim, zaszczytnym miejscu pośród wszystkich rezerwatów przyrodniczych w Polsce oraz czyni go jednym z cenniejszych ośrodków ornitologicznych w Europie. Tereny te objęte są też ochroną w ramach konwencji ramsarskiej, a w roku 2000 wpisane zostały na elitarną listę Living Lakes.
Stworzony w roku 1963 rezerwat ornitologiczny spośród wszytkich milickich akwenów objął pięć niezależnych od siebie kompleksów stawów. Są one jednocześnie ośrodkami hodowli karpia i rezerwatami ornitologicznymi ptactwa wodnego oraz błotnego. Po części też terenami dostępnymi dla turystów i miłośników obserwacji ptaków. Jednym z takich kompleksów stawowych jest Ruda Sułowska przez który przejeżdżaliśmy. Składa się na niego ponad 20 stawów o łącznym arealne prawie 800 ha. Największym tutaj stawem i drugim co do wielkości pośród Stawów Milickich jest "Mewa Duża" w której sąsiedztwie przejeżdżaliśmy podziwiając stada łabędzi.
Jadąc przez miejscowości takie jak Wilkowo i Niezgoda dotarliśmy nad staw Niezgoda I. Tutaj zrobiliśmy sobie przerwę w trakcie której postanowiliśmy podzielić się na dwie grupy. Jedna to ta która chciała jechać dłuższy dystans, druga - to słabsi uczestnicy rajdu, którzy nie chcąc nadwyrężać swoich sił postanowili wrócić do bazy. Pierwszą grupę przejąłem osobiście i jechali w niej Agnieszka, Sylwia, Iwona, Iza i Tomasz. Z Arturem pojechali Adam, Marcin i Maciej z którymi spotkaliśmy się po powrocie do Milicza. Tomasz miał ochotę popływać w stawie tak więc ruszyliśmy do miejscowości Sowy gdzie nieopodal znajduje się zbiornik wodny "Pakosław" nad którego brzegiem położona jest restauracja w której na obiad skosztowaliśmy "tradycyjnej" pizzy ;)
Pogoda tego dnia nie zachęcała zbytnio do kąpieli, wiał lekki zimny wiatr, niebo było częściowo przykryte chmurami a temperatura nie była zbyt wysoka. Pomimo to Ogórek wskoczył do wody! Ja wolałem bardziej "suchą" kąpiel w wiadrze drewnianej karczmarki, której pomnik stał nieopodal restauracji.
Dojeżdżając nad Pakosław prowadził nas ciąg pieszo rowerowy, który był zwieńczony w pewnym momencie schodami bez możliwości podjazdu rowerem. Tym samym zostaliśmy zmuszeni do zejścia z siodełek i wprowadzenia rowerów. Jak to mawia Jacek - "Obudź się! Przewiń film - Dzień Dobry Polsko!". Może kiedyś podobne niedopatrzenia przestaną występować w przyrodzie.
Wypoczęci po dłuższej przerwie ruszyliśmy w kierunku Milicza. Przejeżdżając przez poszczególne wsie o następujących nazwach: Sowy, Zaorle, Szkaradowo, Poradów, Piotrkosice, Piękocin dotarliśmy do drogi wojewódzkiej nr 439 - która wprowadziła nas do miasta. Podczas tej trasy zastał mnie bardzo smutny widok na polach - skoszone zboże. To oznaka niechybnie zbliżającej się jesieni a tym samym końca ciepłej pogody. Tak, tak - to już sierpień niestety. A pogoda, która jest obecnie za oknem potwierdza ten stan - mokro i zimno się zrobiło.
Po dotarciu do Milicza spotkaliśmy się z resztą naszych wspólnych towarzyszy podróży oraz żoną Adama - Agnieszką, która dotarła tutaj wraz z Arturem, Adamem i synami samochodem. W restauracji z dwiema rybami w logotypie zakończyliśmy pierwszy dzień wspólnego podróżowania po Milickich Stawach. Pożywieni pysznymi pierogami ze szpinakiem dotarliśmy na nocleg. Wieczorna integracja i opowieści o podróżach przeniosły nas nad morze śródziemne w okolice Grecji. Adam i Agnieszka wybrali się pewnego razu na rejs żaglówką w czasie którego mieli wiele przygód. Między innymi przeżyli sztorm w czasie którego Agnieszka była na wyspie razem z synami a Adam został sam na łodzi. Marcin dobrze zaopiekował się swoją mamą próbując uspokoić ją pomimo zmieniającej się pogody. Szalupą wśród wzburzonych fal przewiózł ją na łajbę a następnie wrócił się po swojego młodszego brata. Opowieść, którą raczył nas Marcin zmroziła by w żyłach krew niejednemu odważnemu facetowi. Pomyślałem sobie odważny chłopak, rozsądny jak na swój wiek dwudziestu lat. Historia zakończyła się pomyślnie a dar opowiadania jaki ma Marcin zaskoczył mnie niesamowicie - było też sporo śmiechu.
Zasypiając tego wieczoru pomyślałem sobie - dwoje niewidomych ludzi, wychowało dwoje wspaniałych dzieci, są aktywni - a ich niepełnosprawność wydaje się być czymś normalnym. Żyją jak każdy inny człowiek, no może nie jak każdy - potrafią czerpać radość z życia! A tego często sprawnym ludziom brakuje na co dzień. Wspaniali ludzie!
P.S. Udało mi się wstąpić do Luźnej gumy - spełniłem wszystkie warunki ;)
Na drugą część "Kolorowych karpi" zapraszam za kilka dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz