czwartek, 23 marca 2017

Wycieczka PTTK - szlakiem łódzkich osiedli robotniczych XIX w.

wspólne zdjęcie z uczestnikami wycieczki na Księżym Młynie
foto Egor P.
Sobota. Krople deszczu rytmicznie stukały o dachowe okno w akompaniamencie gwiżdżącego wiatru. Zastanawiałem się czy jutro będzie podobna pogoda, a gdyby była czy ktoś będzie miał ochotę na wspólną wycieczkę? Jazda rowerem w deszczu nie należy do przyjemności.

Niedziela. Niebo zachmurzone, na szczęście sucho. Temperatura oscyluje trzy kreski nad zerem w skali Celsjusza. Mroźny wiatr potęguje odczucie zimna. Dojeżdżam do umówionego miejsca przy Starym Rynku. Z daleka dostrzegam pierwszych oczekujących uczestników wycieczki, kryją się przed wiatrem pod arkadami budynku na rogu Zgierskiej i Podrzecznej. Jest ich pięcioro ale z każdą minutą przybywają kolejni i kolejni ... Cieszy mnie to, że pomimo pogody są odważni do wspólnej wycieczki. Przywitanie, poznanie nowych twarzy. Między innymi są dwie Agnieszki, Jadwiga, Krysia, Marta, Michał, Wiesiek, Alek i wielu innych - tworzących razem ze mną siedemnastoosobową grupę. Przed rozpoczęciem wycieczki przypominam uczestnikom o przestrzeganiu przepisów ruchu drogowego - dopowiadając, że jeśli komuś to nie pasuje mogą się odłączyć w tym momencie. Dwie osoby rezygnują. Reszta obiecuje stosować się do mojej prośby.

uczestnicy skryli się w arkadach kamienicy przed mroźnym wiatrem
fot. Agnieszka P.


Osiedle przy fabryce Izraela Poznańskiego

okoliczni mieszkańcy są dumni z tego,
że mieszkają  w Łodzi
fot. CYKLOTURYSTA
Ruszamy przez zachodnią część Parku Staromiejskiego w kierunku centrum handlowego Manufaktura. Jest ono utworzone w zrewitalizowanych  budynkach pofabrycznych pana Izraela Poznańskiego, który w połowie XIX wieku zbudował swoje imperium. Przejeżdżając przez rynek kompleksu docieramy do mniej pięknych budynków należących do dawniejszego zespołu fabrycznego. Są to ceglane famuły, które nie były poddane procesowi rewitalizacji. Famuła to nazwa budynku mieszkalnego przeznaczonego dla pracowników fabryki i ich rodzin. Na Śląsku nazywane są familokami, natomiast famuła to typowo łódzka nazwa takich budynków.

 Izrael Poznański urodził się w 1833 roku w Aleksandrowie Łódzkim. W 1852 roku przejął od ojca zarząd rodzinnej firmy kupieckiej. Swoje królestwo bawełny wybudował w dolinie rzeki Łódki. Rozbudowa zakładów rozwinęła się bardzo szybko. Nieopodal wybudowano także domy dla robotników, szkołę i stołówkę. Pomysł wybudowania domów familijnych dla robotników Poznański zaczerpnął od Karola Scheiblera. W latach 1879-1896 zbudował osiedle mieszkaniowe dla swych robotników według projektu Hilarego Majewskiego i Franciszka Chełmińskiego. Domy te różniły się od budynków Scheiblera na Księżym Młynie. Ponieważ przy fabryce Poznańskiego brakowało miejsca, domy wybudowano kilkupiętrowe. W tamtym czasie były to najwyższe domy robotnicze w mieście, wybudowane z czerwonej cegły. Osiedle robotnicze wybudowano naprzeciwko tkalni. Składało się z 21 murowanych domów  i było przeznaczone dla około 1000 rodzin. Każdy dom ma trzy piętra i mieszkalne suteryny. Sanitariaty umieszczono na piętrach i podwórku, na dole była też pompa przy studni. W latach międzywojennych kamienice zostały skanalizowane. Przeciętne mieszkanie ma około 35 m² powierzchni i składa się z pokoju, kuchni i spiżarni. Na osiedlu wybudowano także mniejsze, osobne domy dla kadry. Do dziś domy przy Ogrodowej 26, 28 nie zostały otynkowane - z wyjątkiem najstarszego - przy Ogrodowej 24. Na obecną chwilę tynk został usunięty, famuła jest przygotowywana do rewitalizacji.

podwórko przy ul. Ogrodowej
fot. CYKLOTURYSTA


łódzkie podwórka kryją także takie zabytki
fot. CYKLOTURYSTA

Przy ulicy Ogrodowej trudno dzisiaj odnaleźć ślady XIX-wiecznego życia przemysłowej Łodzi. Jak wszędzie, mieszkają tutaj ludzie o różnych osobowościach i zawodach, każdy zajęty jest własnymi sprawami. Miejsce to nie przyciąga jednak ani turystów, ani łodzian, tak jak w przypadku Księżego Młyna. Każdego odstrasza już sam wygląd famuł - sypiąca się cegła, zaniedbane podwórka, pejoratywne napisy. Nieprzyjemny klimat tworzy także część mieszkańców, spędzających wolny czas na piciu alkoholu. Taki obraz famuł na ulicy Ogrodowej jest jednak krzywdzący. - Nie wszyscy mieszkańcy dawnych famuł Poznańskiego piją alkohol. Tak żyje znaczna część tych ludzi, którzy nie mieszkają tutaj od kilku pokoleń. Są wśród nich ludzie młodzi, ale i starsi. Nie mają pracy i perspektyw na przyszłość. Tutaj mieszka jednak wiele porządnych rodzin, które także borykają się z codziennym trudem życia, a zachowują się przyzwoicie. Kiedyś było inaczej. Stróż zamykał na noc bramę, klatki schodowe były czyste. Jeszcze nie tak dawno był tu plac zabaw dla dzieci i rosły drzewa owocowe. Dzisiaj dzieci wolą siedzieć w domu przed monitorami komputerów, głaszcząc ekrany tabletów i telefonów.

pierwszym odwiedzonym obiektem były famuły przy ul. Ogrodowej
fot. Agnieszka P.


Domy robotnicze przy ul. Tuwima

Ruszamy ulicą Ogrodową do Nowomiejskiej aby przejechać przez Plac Wolności do ulicy Piotrkowskiej. Z Piotrkowskiej skręcamy w ulicę Traugutta - ulicę o uspokojonym ruchu ulicznym poprzez umieszczenie w odpowiedni sposób małej architektury miejskiej (ławki, drzewa). Traugutta docieramy do ulicy Kilińskiego, skręcając w prawo w kierunku obszaru po dawnej elektrociepłowni nr 1. Poruszając się wśród zrewitalizowanych budynków pierwszej elektrociepłowni w Łodzi dojeżdżamy do dawnej ulicy Przejazd, obecnie Tuwima.
famuły przy ul. Tuwima, dawnej ul. Przejazd,
fot. Agnieszka P.

Przy posesji pod numerami 23/25 po lewej stronie ulicy jednokierunkowej stoją dwukondygnacyjne budynki z użytkowym poddaszem, w środkowej części możemy spostrzec umieszczone jeszcze jedno piętro. Dociekliwe oko turysty dostrzeże także, że elewacja budynków została zaprojektowana z dwóch rodzajów cegieł. Większość famuły zbudowana jest z cegły w odcieniu czerwonym, natomiast elementem dekoracyjnym - lekko przybrudzonym z biegiem czasu - są pasy z cegły w kolorze żółtym. Uczestnicy wycieczki mieli za zadanie odszyfrowanie inicjałów umieszczonych na oryginalnych drzwiach prowadzących do klatek schodowych. Dwie litery J.H. pochodzą od imienia i nazwiska pierwszego właściciela domów - Juliusza Heinzla.
Tuwima fot. CYKLOTURYSTA

W 1864 roku Juliusz Heinzel założył przy ul. Piotrkowskiej 104 mechaniczną tkalnię towarów wełnianych. Także w tym miejscu wybudował pałac, w którym obecnie w którym mieści się Urząd Miasta Łodzi. W roku 1874 Heinzel wyrósł na potentata wełny posiadając największy na terenie Królestwa Polskiego kompleks produkcyjny wytwarzający wyroby wełniane i półwełniane.

Heinzel podobnie jak Scheibler i Poznański wybudował mieszkania dla swoich pracowników. Jednak nie było to całe osiedle a jedynie ciąg domów mieszkalnych oddalony kilkaset metrów od fabryki. Śródmiejska zabudowa miasta rządzi się swoimi prawami i trudno było znaleźć teren przy Piotrkowskiej 104 do wybudowania takiego osiedla. Domy mieszkalne wzniesiono wzdłuż ulicy Tuwima w 1879 roku. Prawdopodobnie według projektu Otto Gehliga, były przeznaczone dla tysiąca mieszkańców. Architektura budynków nawiązuje do renesansu oraz średniowiecznej architektury obronnej.

Widzewska fabryka nici Juliusza Kunitzera.

W związku z tym, że ulica Tuwima jest jednokierunkowa wracamy do Kilińskiego. Skręcamy w prawo w kierunku podziemnego dworca kolejowego Łódź Fabryczna, który otworzono w grudniu 2016 r. Jadąc wzdłuż dworca ciągiem pieszo rowerowym i drogami rowerowymi docieramy do ulicy Tramwajowej. Trafienie w odpowiednią ścieżkę nie jest takie łatwe, jest tutaj sporo różnych rozjazdów, które kluczą w różnych kierunkach. Niektóre drogi rowerowe nie są jeszcze ukończone. Dlatego jadąc wzdłuż ulicy Tramwajowej na południe poruszamy się drogą dla rowerów po wschodniej części ulicy. W założeniu projektanta droga rowerowa wzdłuż Tramwajowej powinna być jednokierunkowa na każdym skraju. Zmuszeni poruszać się według przepisów ruchu drogowego (tak oznaczona jest na obecny dzień ddr - znak zakaz wjazdu pod nim tabliczka nie dotyczy rowerów) docieramy wschodnią nitką do wjazdu z jezdni na drogę dla rowerów w kierunku północnym. Powoduje to małe zamieszanie wśród uczestników wycieczki. Na szczęście mamy dzisiaj niedzielę i ruch drogowy jest znikomy. Udaje się nam dojechać bezpiecznie do ulicy Tuwima, która jest już na tym odcinku dwukierunkowa. Skręcamy w lewo i jedziemy w kierunku ulicy Wydawniczej. Tutaj po wyremontowanej kładce nad byłymi torami kolejowymi, które teraz są schowane pod ziemią w tunelu, przejeżdżamy do parku im. 3-go maja. W trakcie przejeżdżania po kładce zauważamy sporej wielkości rozlewisko w wąwozie gdzie były kiedyś tory. Rozlewisko znajduje się nad tunelem, zaciekawieni jesteśmy czy ta stojąca tutaj woda nie przecieka do środka. Widocznie inżynierowie tak to skonstruowali, że jest to przewidziane w projekcie. Jadąc przez park wzdłuż dawnych torów kolejowych, które mamy po prawej stronie docieramy do miejsca gdzie pociągi opuszczają tunel. Skoro nie utopiły się wewnątrz, to znaczy, że nie przecieka ;)

na miejscu dawnego torowiska powstało jeziorko
fot. CYKLOTURYSTA

Przybywamy w okolice ulicy Niciarnianej przy której pod koniec XIX wieku Juliusz Pulitzer wybudował Widzewską Fabrykę Nici nazwaną w latach 50-tych ubiegłego wieku Ariadna.
Kiedy powstawała, był rok 1897. Władysław Reymont dopiero za dwa lata miał stworzyć "Ziemię Obiecaną". Być może właśnie rosnące na Widzewie mury fabryki Kunitzera, które widział podróżując z Lipiec do Łodzi, stały się inspiracją do napisania tej powieści.
Początki tej jedynej na ziemiach byłego Królestwa Polskiego fabryki nici sięgają 1893 roku, kiedy petersburski kupiec otworzył przy ul. Milscha 34 (obecnie M. Kopernika) pod nazwą "L. Louri i Co" fabrykę bawełnianych tasiemek i nici. Rok później gdy część maszyn była już zmontowana do spółki z pomysłodawcą wszedł znany już w Łodzi Juliusz Kunitzer oraz Juliusz i Ludwik Heinzel
Dynamiczny rozwój fabryki i nadanie firmie charakteru spółki akcyjnej "Tow. Akc. Łódzkiej Manufaktury Nici" (oficjalna data założenia 9 kwietnia 1897 roku), na której czele stanął nie kto inny jak wspomniany wyżej Juliusz Kunitzer - doprowadziło do przeniesienia produkcji w bardziej odpowiednie miejsce.
Widzewska Fabryka Nici - Ariadna
fot. CYKLOTURYSTA

ARIADNA
fot. Agnieszka P.

Na wiadukcie nad ul. Niciarnianą
fot. Agnieszka P.

Uśmiechnięta Ela
fot. Agnieszka P.

Na ul. Niciarnianej, za torami kolejowymi, stoją charakterystyczne, piętrowe domy. Nazywane są „Pawiakiem”. Mieszkali w nich znaczący robotnicy i majstrowie Widzewskiej Fabryki Nici. Nie wiadomo, skąd wzięła się ta nazwa. Przypuszcza się, że te domy nazwano tak, bo były ogrodzone. Teren był pilnowany, nikt obcy nie mógł tam wejść. Jak na tamte czasy, były bardzo dobrze urządzone. Była tam pralnia, magiel, suszarnia. Mieszkańcy „Pawiaka” mieli blisko do fabryki, tramwaju, pociągu.
"Pawiak"
fot. CYKLOTURYSTA

uczestnicy wycieczki
fot. Agnieszka P.
Przejeżdżając nad ulicą Niciarnianą po wybudowanym niedawno wiadukcie kolejowym znajdujemy się na ulicy Nowogrodzkiej, która jest południową granicą osiedla Grembach. Do dziś tu właśnie zachowała się enklawa starego budownictwa, gdzie czas jakby się zatrzymał. Drewniaki oraz murowane „famuły” (czyli Grembach w ścisłym tego słowa znaczeniu), ulice brukowane kocimi łbami, zamurowane okna obok sielankowych willi, zdziczałe ogrody – to wszystko składa się na niepowtarzalną specyfikę tego miejsca. A wszystko w cieniu ceglanych murów potężnej „Niciarki”, w której pracowali - nieraz przez kilka pokoleń - mieszkańcy parterowych szeregowych domków, zbudowanych w charakterystycznym stylu nawiązującym do dziewiętnastowiecznej architektury angielskiej. Okoliczne uliczki są brukowane. Niedawno położono warstwę bitumiczną na ulicy Kresowej, przez którą jedziemy do ulicy Czechosłowackiej.

drewniak na ul. Nowogrodzkiej - osiedle Grembach
fot. CYKLOTURYSTA

zabytkowa brukowana nawierzchnia drogi na osiedlu Grembach
fot. CYKLOTURYSTA

na osiedlu Grembach zachowało się jeszcze kilka zabytkowych budynków
fot. CYKLOTURYSTA

 Tutaj znajduje się "Osiedle na Grembachu", wzniesione w latach 1906-08 pomiędzy ulicą Mazowiecką, a bocznicą kolejową widzewskiej fabryki nici. Gdy zakładano widzewskie fabryki teren Widzewa znajdował się poza granicami Łodzi i dopiero w 1906 roku został do niej przyłączony. W myśl projektu z 1908 roku, przewidywano wybudowanie w dwóch rzędach 12 identycznych, stojących naprzeciwko siebie parterowych budynków. Każdy z nich, o długości 57,5m i szerokości 11,34m zawierać miał po 16 identycznych lokali mieszkalnych (pokój z kuchnią o wymiarach odpowiednio 4,9 na 4,1m oraz 4,9 na 2,6m), przy czym do każdych dwóch prowadziło wspólne wejście z podwórza. Budynki nie były wyposażone w kanalizację, dlatego też po zewnętrznej stronie kolonii miały się znajdować ustępy, pomieszczenia sanitarne oraz niewielkie magazynki (komórki) przypisane lokatorom. Liczba mieszkań miała w sumie wynosić 178, jednak analizując plan sytuacyjny całego kompleksu sporządzony w 1929 roku liczba budynków nie wynosiła dwunastu, jak pierwotnie zakładał plan a jedynie sześć oraz cztery wspomniane wyżej budynki sanitarne i rzędy komórek. Część z robotniczej kolonii Łódzkiej Fabryki Nici stoi do dnia dzisiejszego. W 1913 roku wybudowane domy robotnicze zamieszkiwało powyżej 200 pracowników "Niciarni", natomiast reszta, z wahającej się w granicach sześciuset osobowej załogi, mieszkała w swoich własnych domach, bądź wynajmowała izby w pobliżu kompleksu fabrycznego. Według wykazu osób sporządzonego w początku 1931 roku liczba osób zamieszkałych w domach robotniczych wynosiła ponad 400 robotników, a pozostałe kolejno według numerów posesji 34, 3, - 135 osób. Łącznie dawało to 574 pracowników, urzędników i przedstawicieli kadr kierowniczych.

angielskie osiedle Grembach
fot. CYKLOTURYSTA

dzisiaj zaniedbane osiedle na Grembachu
fot. Agnieszka P.

parterowe budynki w stylu angielskim na osiedlu Grembach
fot. CYKLOTURYSTA
Prawdopodobne jest, że osiedle wzięło swoją nazwę od niemieckiego „Grünbach” (Zielony Potok, odnoga rzeczki Jasień płynąca dziś w tych okolicach podziemnym kanałem). Inna wersja głosi, że protoplastą nazwy osiedla było określenie „Grenzbuhl”, co oznacza pagórek graniczny. W ten sposób w nazwie zaznaczony został charakter graniczny terenu oraz miejscowa rzeźba terenu. Spolszczenie brzmienia nazwy i dalsza obróbka doprowadziła do obecnego brzmienia, a echa znaczeniowe terminu pobrzmiewają w nazwie „Podgórze”, jakim określa się teren, w skład którego wchodzi m.in. osiedle domków na Grembachu.

Widzewska Manufaktura - osiedle Kunitzerowskie

Jadąc nową bitumiczną drogą dla rowerów przy ulicy Niciarnianej, wzdłuż działającej do dnia dzisiejszego Fabryki Nici Ariadna znajdujemy się ponownie  przy torach kolejowych do wiodących do Łodzi Fabrycznej. Tym razem jednak przejeżdżamy pod wiaduktem aby następnie skręcić w prawo, w najbliższą uliczkę. Zatrzymujemy się przed kościołem p.w. św. Kazimierza, który charakteryzuje się dwiema wieżami. Kontynuując moją prelekcję na temat osiedli robotniczych opowiadam o kolejnych realizacjach przedsiębiorczego potentata Juliusza Kunitzera - tym razem o osiedlu robotniczym przy Widzewskiej Manufakturze, która była poprzedzającym fabrykę nici biznesem fabrykanta.

W końcu lat 70 XIX wieku kolejne w Łodzi osiedle domów fabrycznych wzniósł Juliusz Kunitzer, właściciel, a od 1879 roku współwłaściciel (z Juliuszem Heinzlem) manufaktury bawełnianej na Widzewie. Znaczne oddalenie Widzewa od centrum miasta stworzyło naglącą konieczność wybudowania tam domów dla robotników. Domy te, w liczbie około stu pięćdziesięciu, były dość prymitywne, drewniane, bez wygód i nie mogły równać się pod względem standardu z murowanymi domami robotniczymi na Wodnym Rynku bądź na Księżym Młynie, budowanymi przez Scheiblera, czy ceglanymi blokami Poznańskiego przy ulicy Ogrodowej. Tamte uchodziły bowiem za budynki o najwyższym standardzie w ówczesnej Łodzi. Drewniane domki kunitzerowskie okazały się jednak bardzo trwałe i dobrze spełniały swe funkcje aż do lat 60. XX wieku. Wtedy to, po rozebraniu, ustąpiły miejsca budowie nowego osiedla mieszkaniowego.

kościół p.w. św. Kazimierza na osiedlu Kunitzerowskim
fot. Agnieszka P.
Juliusz Kunitzer, mimo że przyczynił się rozwoju Widzewa, nie był lubiany przez robotników - m.in. przez to, że traktował ich surowo i płacił najniższe stawki. Ale to właśnie on zaczął myśleć o tym, by zaspokoić potrzeby duchowe robotników i wybudować dla nich kościół. W 1900 roku Juliusz Kunitzer kupił pawilon z wystawy przemysłowej, która miała miejsce w parku im. Staszica (Narutowicza - Tramwajowa). Mający 86 metrów długości, 17 metrów szerokości i 8 metrów wysokości drewniany budynek przeniesiono na plac na Widzewie. Umieszczono go przy dzisiejszej ul. Szpitalnej (wtedy Kunitzera), w miejscu, gdzie dziś mieści się przychodnia. W 1911 roku widzewską parafię erygował arcybiskup warszawski Wincenty Chościel-Popiel. Osiedlono tu dwóch księży, między innymi pierwszego proboszcza parafii, ks. Jana Albrechta i Walentego Miałczyńskiego, który z czasem też został tu proboszczem. Myślano jednak o budowie nowego kościoła. Sprawa wróciła po zakończeniu I wojny światowej, gdy Widzew był już częścią Łodzi. Widzewską Manufakturą zarządzał już Żyd Oskar Kon. Juliusz Kunitzer nie żył, został zabity przez jednego z robotników. Tymczasem Rada Parafialna pisała do Kona listy i prosiła, by podarował ziemię pod budowę kościoła, bo msze dalej odbywają się w tymczasowej świątyni, znajdującej się pawilonie wystawowym. Proboszcz parafii poszedł na karty do Oskara Kona. W czasie tej gry ksiądz jeszcze raz poprosił fabrykanta o ziemię na budowę kościoła. Kon się zastanowił i powiedział: „Na placu, blisko kościoła stoi głaz. Dostaniecie tyle ziemi, o ile ten głaz w ciągu nocy da się przetoczyć”... Podobno na Widzewie zapanowało wielkie poruszenie. Każdy kto mógł przyszedł pomóc przetaczać głaz. Nie było to proste - wokół był bagnisty, mokry teren. Ale widzewiacy toczyli przez noc ten głaz. Przetoczyli go wzdłuż ul. Niciarnianej, torów kolejowych, skręcili w lewo w ul. Kunitzera (Szpitalna) i dalej lewo, w ul. Kazimierza. W obecności rejenta Kołakowskiego Oskar Kon podarował ten plac parafii... W tym miejscu stoi dziś kościół pw. św. Kazimierza.

legenda niesie, że ten kamień przynieśli okoliczni mieszkańcy
fot. CYKLOTURYSTA
Najstarsze osiedle fabrykanckie w Łodzi.

Dawniejszą ulicą Kunitzera docieramy do szosy prowadzącej w ówczesnym czasie do wsi Rokiciny. Naszą rowerową wędrówkę kierujemy jednak w przeciwnym kierunku - do miasta Łodzi. Dzisiaj jedziemy aleją Marszałka Józefa Piłsudskiego w kierunku ulicy Piotrkowskiej. Zatrzymujemy się przy najstarszym parku w Łodzi - Parku Źródliska. Po przeciwnej stronie ruchliwej al. Piłsudskiego widzimy plac nazywany Wodnym Rynkiem. Ci którzy pamiętają czasy socjalizmu z rozrzewnieniem wspominają kończące się tutaj pierwszomajowe pochody.

pierwsze osiedle fabrykanckie znajdowało się przy Wodnym Rynku
fot. Agnieszka P.
Najstarsze łódzkie osiedle dla robotników powstawać zaczęło w 1855 roku z inicjatywy Karola Scheiblera. Zostało usytuowane przy Wodnym Rynku, naprzeciwko powstającej w latach 1855-1870 fabryki włókienniczej i pałacu fabrykanta. Były to 2- i 3-kondygnacyjne, podobne do siebie budynki.

osiedle przy Wodnym Rynku zostało wzniesione przez Karola Scheiblera
fot. CYKLOTURYSTA

było zbyt zimno na leżakowanie w tym dniu
Park Źródliska - najstarszy park w Łodzi
fot. CYKLOTURYSTA
Jadąc przez teren parku przekraczamy ulicę Fabryczną i wjeżdżamy na tzw. Koci Szlak - bitumiczną drogę rowerową prowadzącą do domów na Księży Młynie.

Następne osiedle domów wybudowano w latach 70. XIX wieku, obok przędzalni na Księżym Młynie. Było większe - składało się z trzech rzędów koszarowych budynków (2,5 kondygnacyjnych). Rzędy domów rozdzielone były pasami zieleni, wśród której były komórki. Jest to jeden z najciekawszych, a zarazem najcenniejszych zabytków architektoniczno - urbanistycznych Łodzi. Kolejne, mniejsze osiedle powstało przy ulicy Emilii (obecnie ul. ks. bp. Wincentego Tymienieckiego). Na początku XX wieku zbudowano długi szereg domów dla robotników wzdłuż ulicy Przędzalnianej, dochodzącej do ulicy Rokicińskiej (obecnie Aleja Marszałka Józefa Piłsudskiego). Te wszystkie domy zwane były patronalnymi, lub też familijnymi. Zostały wybudowane po to, by mocniej związać pracowników z zakładem. We wszystkich osiedlach przeważały mieszkania z jedną izbą. Osiedla posiadały swoje zaplecze usługowe. A zatem w pobliżu istniała szkoła z domem dla nauczycieli, klub dla robotników, konsum, czyli sklep dla mieszkańców osiedla. Po latach powstały również boiska sportowe.

Księży Młyn, po prawej stronie dawna szkoła wybudowana przez Karola Scheiblera
fot. Agnieszka P.


zabudowania na osiedlu Księży Młyn
fot. CYKLOTURYSTA

zrewitalizowane famuły na osiedlu Księży Młyn
obecnie znajduje się tutaj Informacja Turystyczna
fot. CYKLOTURYSTA

Księży Młyn jest w obecnej chwili w trakcie procesu rewitalizacji. Droga rowerowa prowadząca od ulicy Fabrycznej przecina się z dawnym śladem kolei Scheiblerowskiej, łączącej wschodni trakt kolejowy z budynkami fabrycznymi. Dzisiaj nie ma tutaj śladu po torowisku. Jest za to tablica z napisem "Księży Młyn" przypominająca te stojące na stacjach kolejowych. Jednak stacji kolejowej nie ma i nigdy tutaj nie było. Ślady torów możemy jeszcze zaobserwować przy ulicy Przędzalnianej, szyny przecinają jezdnię. Prawdopodobnie i ten ślad w niedługim czasie zniknie. W trakcie realizacji jest szlak rowerowy w śladzie torów, który połączyć ma Widzewską Manufaktury na Księżym Młynem. Rewitalizacje przeprowadza się również wśród dawnych budynków fabrycznych. W jednym z dawnych famuł robotniczych w ostatnim czasie została otworzona informacja turystyczna, do której zaglądamy. Dowiadujemy się, że jest to inicjatywa prywatna. Można tutaj nabyć m.in. magnesy z Księżego Młyna. Zwiedzić wystrój dawniejszej izby mieszkalnej.

w tym miejscu przebiegały tory kolei Scheiblerowskiej
fot. CYKLOTURYSTA

Jadąc po oryginalnym bruku prowadzącym w kierunku ulicy Tymienieckiego możemy zaobserwować w oddali monumentalny budynek fabryki górujący nad osiedlem robotniczym. W zrewitalizowanej dawnej przędzalni znajdują się obecnie tzw. "Lofty" - drogie mieszkania zaadaptowane z fabrycznych przestrzeni. Ich ceny sięgają liczb składających się z jedynki i  sześciu zer.

osiedle Księży Młyn
fot. CYKLOTURYSTA
Mijając pofabryczne zabudowania po prawej stronie, udajemy się nad pobliski staw. Tutaj rozpoczynamy przygotowania do pożegnania się z zimą. Radek Bogusiak skonstruował podobiznę słynnej Marzanny, którą będziemy topić w wodach stawu. Marzanna jest ekologiczna, zbudowana ze słomy dzięki czemu z czasem ulegnie rozkładowi biologicznemu. W tym samym czasie dociera do nas słynny w naszym kręgu rowerzysta Jacek, który kontynuuje jazdę razem z nami.

utopiliśmy Marzannę, oby zima już nie wróciła
fot. Aleksander Rz.
fot. Agnieszka P.

staw na rzece Jasień, w oddali dawna przędzalnia Karola Scheiblera
fot. Agnieszka P.
Osiedle przy ulicy Kątnej  - Fabryka Starych Francuzów

Wpierw lekko pod górkę ulicą Przędzalnianą do ulicy Milionowej, gdzie skręcamy w prawo. Teraz już cały czas prosto do Piotrkowskiej, po jej przecięciu ulica Milionowa zamienia się w Czerwoną. Dojeżdżamy do Wólczańskiej, skręcamy w lewo aby za chwilę odbić w prawo. Teraz jedziemy ulicą Wróblewskiego, mijamy aleję Politechniki i docieramy do pustej posesji na której stoją pozostałości po dawnej fabryce "Starych Francuzów". Pod tą nazwą używaną dawniej przez łodzian kryje się przedsiębiorstwo włókiennicze będące filią Francuskiej Spółki Akcyjnej-Generalnej Kompanii Przemysłu Przędzalniczego Zakładów „Allart, Rousseau i S-ka” z siedzibą w Roubaix.

tyle pozostało po dawnym kompleksie fabrycznym Allarta
fot. CYKLOTURYSTA

w tle domy osiedla robotniczego przy fabryce Allart & Rousseau
fot. CYKLOTURYSTA
W 1878 roku przybył do Łodzi francuski przemysłowiec Leon Allart przedstawiciel owej Kompanii Przemysłu Przędzalniczego Zakładów „Allart, Rousseau i S-ka”. Zakupił rozległy obszar łąk, lasów i pól w południowo-zachodniej części Łodzi, przy granicy ze Starym Rokiciem. Ten niezabudowany teren należał do miasta od 1840 roku, a wyłączono go z części lasu obrębu Retkinia. Wśród drzew ukryta była mała osada Kąty, do której prowadziła wiejska draga, nazwana po latach ulicą Kątną (dziś ulica Wróblewskiego). Po 1888 roku Allart dokupił dodatkowe tereny położone po wschodniej części fabryki, przecięte dzisiejszą ulicą Różaną. W efekcie powstał duży zespół fabryczno-mieszkalny, złożony z sześciu budynków: przędzalń wełny i farbiarni, pałacu właściciela, domów familijnych, szkoły, sklepów itp. Produkowano tu przędzę czesankową, szewiotową (sukna). Kapitał zakładowy spółki utworzonej w 1883 roku wynosił 2,5 mln rubli, zatrudnienie – 1800 robotników, przybliżony obrót roczny (w 1903 roku) – 7 mln rubli. Zarząd przedsiębiorstwa mieścił się we Francji.
willa właściciela fabryki Allart & Rousseau
fot. CYKLOTURYSTA

Zgodnie z hierarchią obowiązująca w firmie,
domy wyższego personelu graniczyły z willą właściciela zakładów.
fot. CYKLOTURYSTA

oryginalne drzwi wejściowe do budynków robotniczych przy ul. Wróblewskiego
fot. CYKLOTURYSTA

ul. Wróblewskiego dawniej ul. Kątna
docierał tramwaj linii 4
fot. CYKLOTURYSTA

Pierwsze domy przeznaczone dla majstrów i wykwalifikowanych robotników zbudowano na trójkątnej parceli przy końcowym odcinku ulicy (Wróblewskiego 44-50). Są to cztery jednakowe piętrowe budynki, założone na planie prostokątów, z wejściami umieszczonymi od strony podwórza. Na każdej kondygnacji znajdują się po cztery mieszkania, zamieszkała jest także część strychowa. W tyle za domami wybudowano komórki i ubikacje. Podwórze było ogrodzone – od strony ulicy drewnianym płotem, a od strony Rokicia murowanym wysokim parkanem. Zgodnie z hierarchią obowiązująca w firmie, domy wyższego personelu graniczyły z willą właściciela zakładów
na osiedlu robotniczym przy ul. Wróblewskiego
do dzisiaj na budynku zachowały się dzwony alarmowe,
które wzywały robotników do pracy
fot. Agnieszka P.
Jacek odkrył "dawny punkt sprzedaży biletów MPK" ;)
fot. Agnieszka P.
Po upaństwowieniu, w roku 1945 powstały tu Zakłady Przemysłu Wełnianego nr 4, późniejsza przędzalnia Czesankowa im. Gwardii Ludowej „Polmerino”. Obecnie z dawnych budynków fabrycznych pozostały niewielkie fragmenty. Wśród zostawionych obiektów jest stylowa wieża ciśnień z czerwonej cegły oraz maszynownia i hala szedowa. Po przemianach w 1989 roku fabrykę sprzedano firmie developerskiej Urbanica (kapitał hiszpański), która po zburzeniu starych murów planowała wybudować tu osiedle mieszkaniowe „Park Polesie”, ale jak dotąd stanął tylko jeden apartamentowiec.

po zburzeniu murów fabryki Allarta,
 developerowi udało się postawić tylko jeden apartamentowiec
fot. CYKLOTURYSTA


Życie codzienne mieszkańców łódzkich famuł.

Codzienność mieszkańców domów familijnych łódzkich robotników wyglądała podobnie, jak życie na wsi w XIX wieku. Mieszkania składały się przeważnie z dwóch izb, w których zamieszkiwało kilka pokoleń - rodzice, dzieci i dziadkowie. Ktoś z domowników musiał spać w kuchni, najczęściej były to osoby starsze. Każdego dnia robotnicy spożywali zupę z mąki, chleb ze smalcem, zupę warzywną lub krupnik, prażuchy albo kaszę ze skwarkami. Na kolację zazwyczaj spożywano to, co zostało z obiadu oraz marmoladę. W dzień wypłaty lub w niedzielę jedzono schab i wędliny. Zimą głównym pożywieniem była kiszona kapusta, ponieważ dzięki witaminom wzmacniała organizm. Przysmakiem dzieci była kromka chleba zamoczona w wodzie i posypana cukrem.
Na co dzień zakładano zużytą odzież, przeważnie cerowaną, zrobioną z lichego materiału. W niedzielę wykorzystywano strój odświętny, który zachowany był w dobrym stanie.
Święta były okazją do wspólnego spędzania czasu, jednoczyła się wtedy cała rodzina, ale także sąsiedzi. Jeżeli nie było akurat żadnej uroczystości, spotykano się na podwórkach.

Każdy powszedni dzień rozpoczynał się podobnie. Najwcześniej wstawały matki, aby przygotować posiłek dla całej rodziny. Mężczyźni przynosili wodę i węgiel. Dzieci od małego były przyzwyczajane do pracy, a do ich obowiązków należało pomaganie rodzicom, często nosiły zakupy lub brały udział w robieniu prania. Dzieci robotników nie miały zabawek kupionych w sklepach. Lalki czy piłki robiły same ze starych szmatek. Zabawy były podobne do dzisiejszych, dobrze nam znanych, jak na przykład: policjanci i złodzieje, zabawa w sklep, szkołę itp.

dawna przędzalnia Karola Scheiblera góruje nad osiedlem robotniczym Księży Młyn
a zegar wskazywał cenny czas, który był wyznacznikiem dnia codziennego
fot. CYKLOTURYSTA
Osiedla te, położone w bezpośrednim sąsiedztwie fabryk i pałaców właściciela, wiązały robotnika zawodowo i bytowo z pracodawcą i zakładem pracy, fabrykantowi zaś umożliwiały oddziaływanie na robotnika nie tylko w czasie wykonywanej pracy, ale również w czasie wolnym, zarówno w dni powszednie jak i w święta. Fabrykant występował  w pieśniach biesiadnych, jak w tej, gdzie obok „Geyera” i „Allarta” występuje w jej tekście środowisko robotnicze, identyfikujące się z określonymi fabrykami:

Zawsze klawo jest w zapusty,
gdy nadejdzie czwartek tłusty,
nie ma w roku takiej gratki,
gdy Łódź cała ma ostatki.
Szajblerowskie, groumanowskie
psy robocze alartowskie,
fabryczne to motowidło
no i gajerowskie bydło. [..]
Przebierańców tam niemiara,
od Gayera nasza wiara,
andryjery i auskiery,
gremple, webry i fajery.

Usytuowanie pałacu w bezpośrednim sąsiedztwie fabryki i osiedla miało również wymowę ideologiczną. Pałac symbolizował bowiem stałą opiekę sprawowaną przez właściciela nad swoim majątkiem oraz nadzór nad tymi, którzy go użytkowali. Cały kompleks stawał się swoistym zespołem fabryczno-mieszkaniowym o zróżnicowanej, wielofunkcyjnej przestrzeni, w której wysoką pozycję zawodową podkreślał wyższy standard mieszkania. Fabrykant niejako sterował życiem codziennym i świątecznym robotników; jak ojciec nagradzał ich i karał, uczył i pielęgnował swoich podopiecznych, niczego nie pozostawiając przypadkowi lub inicjatywie indywidualnej.
Jawność życia w społeczności robotniczej i egzekwowanie określonych postaw oraz norm postępowania sprawiały, że wszystkie odstępstwa od nich były ostro piętnowane, a informacje o nich wchodziły w obieg publiczny:

„…Była silna opinia publiczna, wszyscy żyli wspólnie, akceptowali uczciwość, pracowitość, potępiali wyłamujących się z norm obyczajowych. W korytarzu były otwarte drzwi do pojedynczych izb. Sąsiedzi siadywali na stołkach lub stali i rozmawiali. Dzieci bawiły się razem. W lecie życie domu przenosiło się na podwórko – starsi siedzieli koło studni lub pod korytarzem, dzieci bawiły się na podwórzu…”
dzwony alarmowe na osiedlu fabrykanckim Allarta przy ul. Wróblewskiego
codziennie wzywały robotników do punktualnego stawienia się na stanowisku pracy
fot. CYKLOTURYSTA
Naszą wycieczkę kończymy przy ulicy Wróblewskiego. Przy smutnym widoku pozostałości po dawnym imperium. Dzisiaj Łódź stara obudzić się z letargu minionych lat zaniedbań. Rewitalizacja i adaptacja pofabrycznych budynków do użyteczności publicznej są pewnym środkiem na zachowanie architektury dawnej tożsamości miasta. My musimy pamiętać aby utrzymać je w przyzwoitym poszanowaniu. Bardziej utożsamiać się z naszym miastem, poznawać sąsiadów, zawierać przyjaźnie.

ul. Braterska na Rokiciu oddaje klimat fabrykanckiej Łodzi
fot. CYKLOTURYSTA

Mam nadzieję, że wycieczka się podobała i z chęcią przyjedziecie na następną, którą będę prowadził.

z turystycznym pozdrowieniem #CYKLOTURYSTA

FOTOGRAFIE: 

Rafał Grabarczyk
Agnieszka Pawlikowska
Aleksander Rzadkiewicz

BIBLIOGRFIA

Do wycieczki zainspirował mnie artykuł ze strony BAEDEKER ŁÓDZKI, którą polecam - http://baedekerlodz.blogspot.com/2015/03/osiedla-robotnicze-w-odzi.html?m=0

korzystałem także z następujących materiałów zawartych w Internecie:

- http://www.lodz-art.eu/architektura/imperia02/imperia2.php
- http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/705997,domy-familijne-w-lodzi-niegdys-bardzo-wazne-dzis-zazwyczaj-strasza,2,id,t,sa.html

3 komentarze:

  1. Super, czyta się jak dobrą powieść. Powieść wzbogaconą o historyczno - krajoznawcze informacje zachęcające do turystycznego zwiedzania. Może w takim wydaniu Łódź okaże się ciekawym miastem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń